Rejestracja FAQ Użytkownicy Szukaj Forum Góra Puławska Strona Główna

Forum Góra Puławska Strona Główna » Literatura » Twórczość własna
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Twórczość własna
PostWysłany: Czw 15:24, 14 Cze 2007
Gość

 


Jeżeli ktoś coś tworzy (literatura, grafika, itd.) i chiałby się podzielić owocem swojej pracy to ten dział jest dla was. Opinie, recenzje tudzież porady mile widziane Wink
PostWysłany: Czw 15:34, 14 Cze 2007
No_Name
Stały bywalec forum

 
Dołączył: 09 Cze 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Góra Puławska XP


Jeszcze raz ja (tym razem zalogowany Wink ). Dla rozgrzania tematu przesyłam ten oto mały tekścik:

To nie był sen


- Konstanty ty świrze!
- Cii…

Tuż za mną grupka dziesięciolatków miała niezłe zajęcie, jeżeli można tak nazwać wyrywanie metalowych wieszaków spod ławek. Proboszcz parafii znów będzie przeklinał bezbożnych chuliganów, których jeszcze nigdy nie złapał na gorącym uczynku. Swoją drogą mógłbym donieść na sławnych w całej wsi braci Dolińskich, lecz czy ja byłem inny?

Pośrodku kościoła ustawiła się kolejka ludzi czekających na przyjęcie komunii świętej. Byłem świeżo po spowiedzi, więc czekałem na swoją kolej. Na samym końcu. Ksiądz stał naprzeciwko wiernych i podawał im opłatek. Miał zmęczoną twarz. Stanąłem naprzeciwko niego ze złożonymi rękami. Teraz czas na kolejne monotonne zdanie duchownego.
- Ty nie dostaniesz – Ku mojemu zdziwieniu nie doczekałem się wyuczonej formułki, poczułem spływające krople zimnego potu na plecach.
- …ale dlaczego? – Nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć, a raczej wyszeptać.
Zesztywniałem, nie mogłem poruszać kończynami, jedyne co wydobyło mnie z osłupienia to potworne pieczenie niechcący przygryzionego języka. Ciągle nie mogłem w to uwierzyć, ksiądz Robert wpatrywał się we mnie piekielnym wzrokiem. Dosłownie. Jego źrenice były wypełnione czerwienią, sprawiającą złudzenie pochłaniającego wnętrze ognia. Okalała je jaskrawo zielona mgła wydobywająca się ze wściekle bulgoczących białek.
- Odejdź stąd. – Wypowiedział te słowa przerażająco wolno i ledwie poruszając wargami. Cofnąłem się o trzy kroki, w między czasie rozglądając się po bokach. Przesycone nienawiścią spojrzenia starszych pań w charakterystycznych nakryciach głowy onieśmielały i zawstydzały mnie. Słone łzy spływały szaloną mozaiką szlaków po moich policzkach do szeroko otwartych ze zdumienia ust. Duchowny zwrócił się w stronę ołtarza. Niezbyt przytomny ruszyłem niepewnym krokiem do wyjścia.

Kościół znajdował się na małej górce, oświetlona dróżka wiodła w dół łagodnym stokiem ku ulicy. Ustawione w szeregu latarnie miały na celu zapewnienie bezpiecznego powrotu do domu w ciemną noc. Taką jak dziś. Gdyby jeszcze świeciły…
Wybiegłem z kościoła jak szalony, nie zważając na mrok i śliskie liście. Nie obyło się bez upadku, który zafundowałem sobie już na schodkach prowadzących na tą ścieżkę. Wylądowałem w wielkiej kałuży, błoto ochlapało moją twarz. Byłem brudny, mokry, a całe moje ciało przejmował zimny chłód.
- Nic ci nie jest? – Poczułem mocny uścisk ręki na moim ramieniu, spojrzałem w kierunku, z którego wydobył się znajomy głos.
- Wiktor? Co się tutaj dzieje?!
- A co ma się dziać? – Powiedział. Jednocześnie pomógł mi wstać. Mój odwieczny przyjaciel zawsze nosił skórzaną czarną kurtkę, na którą spadały długie ciemne włosy. Nie chodził do kościoła, miał na jego temat swoje kontrowersyjne poglądy, o których wolę nie wspominać. Nie cieszył się, że mieszka tak blisko. Nawet myślał o przeprowadzce. Nie pozwoliła mu na to żona, która mieszkała tu od urodzenia.
- Nie ważne. Muszę już lecieć. – Odwróciłem się do niego plecami i ruszyłem w stronę ulicy.
-Zabij mnie... – Stanąłem jak wryty. Dopiero co słyszałem ten przerażający głos. Prawie zemdlałem. Odwróciłem się do Wiktora. Stał naprzeciwko mnie z przerażającymi oczami- identycznymi jak proboszcza. Echo wypowiedzianych przez niego słów zaszumiało w mojej głowie. Upadłem i straciłem przytomność.


Otworzyłem oczy. Stałem pewnie na nogach. Ku mojemu zdziwieniu znajdowałem się teraz obok ulicy. Ani jednego samochodu, żadnych ludzi. Wydawało się, że martwa cisza objęła cały świat. Strasznie piekły mnie oczy, czułem się jak po całodniowej pracy przed komputerem. Nawet gorzej. Nad moim umysłem zapanowały tysiące pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Ruszyłem do przejścia dla pieszych – jedynego oświetlonego miejsca. Dziwne, panował tak gęsty mrok, że nie było nic widać w odległości kilku metrów. Potknąłem się o coś. Momentalnie otrzeźwiałem i spojrzałem na to. A raczej na kogoś. Krzyk rozpaczy zamarł mi w ustach. W słabym blasku latarni dostrzegłem zmiażdżoną, zakrwawioną twarz Witolda. Jedynym dowodem, świadczącym, że to on były zlepione w błocie i krwi długie włosy oraz charakterystyczna kurtka. Jednak to nie to tak okropnie mnie przeraziło. Schylając się nad martwym przyjacielem dostrzegłem krew na własnych dłoniach oraz czerwone plamy na świeżo kupionym płaszczu.

Trwałem tak nieokreśloną ilość czasu. Z szoku wyrwał mnie niemiłosierny hałas samochodu. Obróciłem się w ułamku sekundy. Ktoś zaparkował po drugiej stronie ulicy małego białego fiata. Teraz można by było zarzucić mi, że nie byłem w tej ciemności w stanie odróżnić barwy. Otóż od tej pokracznej, zaniedbanej maszyny bił wielki, prawie oślepiający blask. To tak jakby słońce śmignęło mi przed oczami, lecz to nie śmignęło, co gorsza stanęło naprzeciwko mnie.

Po chwili drzwi otworzyły się. Bóg mi świadkiem, oddałbym wszystko aby zniknąć, lecz jakaś niewidzialna siła trzymała mnie tu. A może to tylko paraliż spowodowany nadmiarem zdarzeń?
- Nie bój się. – W moim kierunku szedł powolnym krokiem starzec. W białym płaszczu idealnie komponował się z blaskiem samochodu. Podpierał się drewnianą, solidną laską. Na orlim nosie spoczywały przeciwsłoneczne okulary.
- Kim jesteś? – Wstałem i próbowałem zasłonić nieszczęsnego Witolda. Bez skutku.
- Nie dane ci zadawać pytania, lecz na nie odpowiadać.
- Czego chcesz? – Nie dałem za wygraną.
- Nie umiesz słuchać. – zatrzymał się przede mną na wyciągnięcie ręki. Westchnął i kontynuował.
- Był w tobie… - Zdawał się mówić do siebie. – Wyrządził wiele zła wciągu kilku chwil. – Zauważyłem, że jego ręka drży, skierował się w moją stronę. – Znowu muszę cofnąć czas, o wszystkim zapomnisz… - podniósł wysoko laskę, która stała się źródłem oślepiającego blasku. – Żyj w szczęściu i miłości przyjacielu!!!

Nienawidzę budzika. 7 30 .Ledwo co wstałem i już muszę obrać szlak łazienka - kuchnia – kościół. Na otarcie łez pójdę od razu po mszy do Witolda na próbę. Ciekawe czy napisał już muzykę do piosenki To nie jest sen?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Twórczość własna
  Forum Góra Puławska Strona Główna » Literatura
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © phpBB Group
Theme designed for Trushkin.net | Themes Database.
Regulamin